sobota, 22 czerwca 2013

NIC NIE JEST DO KOŃCA CZARNE, ANI DO KOŃCA BIAŁE…




… ale nie ma nic bardziej gorszącego niż wplatanie kłamstwa w historię. 

Początkowo chciałem zatytułować ten tekst „Nasze matki niewinni, nasi ojcowie niewinni”. Jednak zreflektowałem się; popełniłbym błąd, którym strzelam do autorów serialu. Poza tym głupio brzmi. Nic nie jest do końca czarne, ani do końca białe. Wśród tysięcy morderców nazistowskich, wśród tych, którzy Hitlera do władzy wynieśli, wśród tych, którzy ślepo w niego wierzyli znaleźli się Schollowie, znalazł się von Stauffenberg (choć i jego męczeństwo nie jest do końca czyste). Wśród tysięcy walczących Polaków, wśród tysięcy uciemiężonych, wśród masy pięknych biografii znaleźli się zdrajcy jak Igo Sym, Ludwik Kalkstein (ten, który wydał Niemcom komendanta AK „Grota” Roweckiego)

Jakie wrażenie może wynieść niemiecki widz po projekcji „Naszych matek, naszych ojców”? Usprawiedliwienia. Moi rodacy mordowali Żydów. Moi rodacy w imię chorej ideologii prześladowali inny naród. Ale przecież w sercu trwania hitlerowskiego terroru rodzina Viktora żyła, na tyle ile to było możliwie, normalnie w stolicy III Rzeszy. Przecież człowiek z biało- czerwoną flagą na ramieniu był gotów zabić odważnego Żyda ze swojego oddziału za to, że ten zechciał pomóc Żydom. Ostatecznie puścił go wolno, lecz z jego wyglądem jego szanse na przeżycie były nikłe. Przecież polski chłop, z którym dowódca negocjuje mówi, że nie życzy sobie aprowidować Żydów, dowódca mu cięto odpowiada,  że „poznałby Żyda po smrodzie”, jego żołnierz mówi, „że Żydów potopimy jak koty”… Tak więc Polacy i Niemcy walczyli ze sobą, jak to na wojnie, ale w kwestii Żydów nie różniło ich za wiele. My zabijaliśmy ich na swój sposób, oni ich nienawidzili na swój. A skoro Polacy tak często mówią o naszym antysemityzmie, to przecież możemy pokazać ich. 

Jaką emocję może wynieść niemiecki widz po projekcji "Naszych matek, naszych ojców" ? Wzruszenie. Przecież wojna wzbudza w człowieku najgorsze instynkty, więc nie można się dziwić młodemu Friedhelmowi, że staje się maszyną do zabijania. Zwłaszcza, że był niedoceniany przez ojca, który miał wobec niego niespełnione ambicje, który nie dorównuje swemu bratu. Przecież Wilhelm zabił radzieckiego komisarza, ale z rozkazu i wyraźnie widać u niego drżenie rąk. Przecież Charlottę prawie zagryzło sumienie po wydaniu żydowskiej pielęgniarki. Przecież dla ratowania ukochanego Viktora, Greta romansowała z niemieckim oficerem. Przecież Ukraińcy też mordowali, przecież byli naziści działali legalnie pod okiem Amerykanów… Ten serial to ma coś w sobie z popularnych harlequinów, więc jeśli Niemcy tak chcą sobie tłumaczyć swoją historię, to chyba coś jest nie tak. 

Za dużo tego „przecież”

Nic nie jest do końca czarne, ani do końca białe. Jednoznaczne są jednak fakty. A niepełne fakty, to kłamstwa i to  zarzucam twórcom serialu. Podeszli do nich wybiórczo i wybiórczo je interpretują. To dotyczy  przede wszystkim przedstawienia Polaków jako antysemitów. Lecz nie tylko o to chodzi. Z serialu wynika, że IIWŚ zaczęła się w innym terminie niż przyjmujemy. Wojna zaczęła się nie 22 czerwca 1941 roku atakiem III Rzeszy na ZSRR, wojna zaczęła się 1 września 1939 roku atakiem III Rzeszy na Polskę. Czy można podważyć ten fakt? Skąd nastoletni Johann z Hamburga czy nastoletnia Greta z Gelsenkirchen dowie się, dlaczego Polacy kryli się w lasach ? Może to wcześniej Związek Radziecki zaatakował Polskę i dlatego my, Niemcy, zaatakowaliśmy ZSRR, żeby sami nie stać się celem ? Może szkicując taką tezę poszedłem na skróty, ale na skróty poszli twórcy serialu.

Żaden inny kraj nie może uważać bardziej przy robieniu filmów o tematyce wojennej. Dzisiejsze i przyszłe pokolenia Niemców będą zawsze naznaczone brzemieniem poprzednich pokoleń. Lata 33-45 muszą być w Niemczech pamiętane, jako najstraszniejszy okres w ich historii. Pamięć musi stać na straży, żeby nigdy to się nie powtórzyło. Ten serial jest po części rozliczeniem Niemców z historią. Tylko jest to widzenie życzeniowe, takie jakie chcieliby widzieć Niemcy  i takie, jakie Niemcy chcieliby , żeby zaakceptowała reszta świata.. Zbrodnie w nim ukazane wydarzyły się naprawdę. Ale pokazuje on zbrodniarzy niemieckich, poniekąd, jako ofiary  Hitlera. Serial na pierwszy plan wysuwa bardziej  „moralne rozterki” bohaterów na tle historycznym, przykrywając niemiecką odpowiedzialność za wojnę. Bo przecież wojna wzbudza w człowieku najgorsze instynkty...

Ten serial trochę wpisuje się we współczesną, kosmopolityczną politykę historyczną: My zabijaliśmy, wy zabijaliście, więc zapomnijmy o tym co było, bo inaczej się nie dogadamy. Dlatego warto obejrzeć ten film, bo jest on paradoksalnie wartościowy. Wartościowy pod tym względem, że odświeża, bynajmniej powinien, nasze widzenie na historię oraz sposób jej postrzegania przez innych. Memoria minuitur nisi exercetur.[1] Kłamstwa serialu rodzą wątpliwości, wątpliwości rodzą pytania, pytania rodzą odpowiedzi, odpowiedzi rodzą prawdę. Jeśli my, Polacy nie będziemy się upominać o przyklejanie żołnierzom AK anysemityzmu (który wg autorów był powszechny), jeśli nie będziemy się upominać o „polskie obozy”, jeśli nie będziemy wspominać naszych bohaterów, to kto to za nas zrobi. Nasze czczenie polskiej martyrologii musi być pielęgnowane, bo to ostatnia polska czynność, którą możemy oddać. „Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą”. Wszyscy wiemy, czyje to słowa. 

Podczas pisania wyrzuciłem z początku fragment: „Boli to szczególnie gdy kłamstwo zostaje nam podane na telewizyjnym szkiełku i są podejmowane jakiekolwiek próby jego usprawiedliwienia.” Dobrze, że była możliwość obejrzenia tego serialu w publicznej. Aby z nim dyskutować. Aby uświadomić sobie, że nie do końca było tak, jak się przedstawia. Kto nie oglądał, niech obejrzy, a kto myśli niech wyciągnie wnioski. Tezą spinającą moje myśli na temat filmu niech będą słowa Szewacha Weissa, wypowiedziane w czasie debaty po zakończeniu trzeciego odcinka serialu: „To jest niemiecki kompleks antypolski. Związany jest z tym, że Niemcy mają w Polsce mapę zagłady. Ich hańba jest związana z polską ziemią”.

PS. Wymowny jest tytuł serialu. Tacy byli. I już. Nic z tym nie zrobimy.
PS.2 Serial nie jest taki znowu najgorszy i nie odbiega od prawdy na tyle, na ile by mógł. Na końcu Niemcy i tak przegrywają. 
PS. 3 W ramach "rewanżu" niech Niemcy pokażą "Czas honoru" ... Ale chyba będzie go trzeba skracać do trzech godzinnych odcinków. W ramach solidarności wobec niemieckiego widza i międzypaństwowej sprawiedliwości.




[1] Z łac. „Pamięć maleje, jeśli się jej nie ćwiczy

środa, 5 czerwca 2013

BEZ NERWÓW, BEZ ZŁUDZEŃ.



Najpierw próbowaliśmy zaklinać rzeczywistość i zamiast hymnu Liechtensteinu puściliśmy hymn Anglii. Później okazało się, że podstępni Liechtensteińczycy (uff, udało się) zgrabnie przygarnęli i przerobili na swoją miarę „God save the Quenn”.

Potem magii szukaliśmy w strojach. Dumni Anglicy w swej świątyni zwykli występować w nieskażonej bieli, więc my najpewniej stawimy się, tak jak wczoraj, w dziarskiej czerwieni; jako wyraz gotowości do przelewania krwi za punkty, za Brazylię. Tylko znowu przeszkodzili nam mieszkańcy ksiąstewka, którzy wystąpili w tanich niebieskich t – shircikach; a swą dumę znamionowali wielką koroną przyklejoną na pierś. 

Wyjściowa jedenastka różnić się będzie od tej, która wybiegnie na Wembley; jednak co to za wojsko, które zdradza taktykę na bitwę przed bitwą, zwłaszcza, że angielski wróg nie śpi i takiej świetnej symulacji spotkania z nami nie przegapi. W końcu przydali się na coś przeciwnicy, którzy sprawnie trzymali nas na dystans i nic nie zdradziliśmy ze swojego misternego planu. 

Oprócz próby generalnej przed najważniejszym meczem jesieni, wczorajszy mecz to również prezent dla Jerzego Dudka, który mocną stopą wkroczył do grona wybitnych reprezentantów. Zacna to kadra, która umożliwia swojej wielkiej gwieździe nawet po zakończeniu kariery, przypięcie medalu za wybitność. Przecież nikt tak nie wygrał Ligi Mistrzów w taki sposób jak on, pokażcie który Polak tyle się nagrał w Realu. 

Tak na poważnie. Młody Zieliński pokazał jak się powinno nosić „dychę” na plecach. Nie trzeba być piłkarskim purystą, żeby widzieć, że do polskiej reprezentacji wpadł diament, który dzięki jego odwadze, szlifują włoskie, a nie polskie dłonie. Młody Bereszyński pokazał, że po Piszczku istnieją formy życia, z których może wyrosnąć europejskiej klasy prawe „pendolino”. Reszta pokazała to, co najlepsze, czyli nie pokazała nic. Nawet dupy. A Kosecki grał. 

Generalnie, na Czarnogórę, Ukrainę, Anglię to możemy pójść jak w tytule. 

A który bardziej odważny rzeknie, że i Macedonii nie przeskoczymy. 

PS. Życzenia zdrowia dla panów Cieślika, Brychczego, Młynarczyka. Nic do Dudka nie mam. Ale byli i są pierwsi w kolejce do tytułu Wybitnego Reprezentanta Polski.



źródło: http://cdn24.se.smcloud.net/t/photos/t/222764/polska_lichtenstein_reprezentacja_polski_16571823.jpg