Obserwując sagę
Lewandowskiego i ostatnio Bale’a najbardziej wkurzają (pozwalam zakląć) dziennikarze,
którzy ciągnęli i będą ciągnąć ten temat do 31 sierpnia, aż ich teorie i
spekulacje zapadną w sen do następnego okienka transferowego.
Ile można czytać, że
Lewandowski/Bale powiedzieli mamie/przyjacielowi/kuzynowi, że chcą odejść; ile razy można słyszeć, że
Lewandowski/Bale naciskają na klub, że
Lewandowski/Bale grożą strajkiem, że Lewandowski/Bale
zarzucają kłamstwo władzom klubu...
Jak obserwuję działanie
mediów w tych dwóch najbardziej jaskrawych przypadkach (choć oczywiście
rozlewa się ono na cały rynek transferowych plotek) to przypomina mi się schemat
przygotowywania w czasach komunistycznych tekstów dla partyjnych działaczy,
który jakiś nauczyciel przedstawił kiedyś na zajęciach. Kojarzycie, masa
ustalonych i uporządkowanych regułek, które się kolejno łączyło i powstawał gotowy, nie nadający
się do czytania i zrozumienia tekst, upstrzony masą hiperbolizowanych tez.
Podobna kakofonia panuje w przypadku transferów. Lewandowski/Bale/; blisko porozumienia/zdecydowany odejść/
jedną nogą w (moje ulubione)/naciska na transfer; do … (dopisz sobie
obojętnie jaką nazwę wielkiego klubu w Europie). I tak w kółko, tysiące
tekstów, które są niczym więcej jak zapchajdziurą portalu, czy strony w
gazecie. Jednak widoczna działalność dziennikarzy jest napędzana biurowo-lunchową
ruchliwością piłkarskich agentów.
Prawo
Bosmana to przeżytek
Może ja za dużo czasu
spędziłem przed FM-em, czy też Championship Managerem, albo nie za bardzo coś
kumam. Tam jest opcja, że zawodnik chce sam zostać dopisany do listy
transferowej to się dopisuje. I czekam. Aż przyjdzie klub, położy kwotę na stół
i negocjujemy. Dogadamy się – gracz odchodzi; nie dogadamy się – gościu
zostaje. Żadna wielka filozofia. Jeśli ma pół roku do końca kontraktu to może
sobie rozmawiać z kim chce i odchodzić za ile chce.
Oczywiście, gra to
rzeczywistość wirtualna; jednak panuje tam o wiele zdrowsza rywalizacja niż w
„realu”. Dzisiaj Cezary Kucharski, agent Roberta Lewandowskiego, wchodzi do
studia TVN24 i ogłasza, że Robert zagra na Allianz Arena. Pomijam fakt, że uczynił
to w rozmowie z panem Jarosławem Kuźniarem, który z miejsca mógłby konkurować z
Maciejem Kurzajewskim o Telekamerę w kategorii dziennikarz sportowy i w stacji
stricte sportowej (Wiem, suchar)
Jeśli Lewandowski w 2010
roku podpisał 4 – letni kontrakt z Borussią Dortmund, który gwarantował mu
określone wynagrodzenie, to obowiązkiem Lewandowskiego jest ten kontrakt
wypełnić. Rozumiem, że chce odejść, jednak to klub, a nie on decyduje w tej
sprawie. Nie ma on żadnej klauzuli, Borussia nie musi go sprzedawać koniecznie.
Jeśli Bayern chce Lewego teraz; proszę bardzo, przecież adres BVB znają
doskonale. Siadamy, negocjujemy, podpisujemy, albo nie. Nic do tego
Kucharskiemu. Saga Lewego pokazuje, że to bardziej on z Kucharskim chcą Bayern
niż Bayern Lewandowskiego. Ktoś powie, że to banalne i oczywiste. Skoro tak, to
po co ta cała szopka (patrz pierwsza część tekstu)
Na pewno nie jest tak,
że Borussia kurczowo trzyma się swoich zawodników. Odchodził Sahin do Realu,
odchodził Kagawa do Manchesteru, odszedł teraz Gotze do Bayernu. Borussia jest
w stanie się dogadać z każdym. To nie para Lewandowski/Kucharski rządzi losem
piłkarza w 100 % do 30.06.2014, ale działacze Borussi. Zostały odwrócone pewne
proporcje. Ale wiadomo, Kucharskiemu trafił się kontrakt życia i chciałby z
niego wyskrobać jak najwięcej euro. Jednak sposób w jaki to robi, co najmniej
budzi wątpliwości. Opowiadanie, że działacze okłamali, że coś obiecali i nie
dotrzymali słowa… Trochę dziecinne. Lewandowski, poprzez Kucharskiego ma prawo
rozmawiać z innymi klubami od 1 stycznia 2014. Nigdy wcześniej.
Lewandowskiego,
przynajmniej kwotą, przebił jednak zdecydowanie Bale. 145 mln za parę, co
prawda genialną, nóg walijskiego piłkarza. Co ciekawe, gdyby taka kwota padła
byłby to piękny chichot historii. Wielkie futbolowe mocarstwa: Brazylia,
Włochy, Hiszpania, Argentyna, Niemcy itp., a tego najdroższego zrodziła,
piłkarsko mocno średnia, walijska ziemia.
Siła
razy gwałt
Taką metodą w Madrycie
chce umieścić swojego podopiecznego angielski agent Jonathan Barnett. Jak
podpowiada Piotrek Dyga w swoim bardzo dobrym tekście „Kuszenie Garetha Bale’a” to
ten sam agent, który reprezentował Ashley Cole’a w rozmowach z Chelsea. Więc
blisko 8 lat po tamtych wydarzeniach popełnia recydywę. Wtedy, za złamanie
prawa Bosmana, został skazany prawomocnym wyrokiem; dziś futbolowy świat z
zapartym tchem obserwuje czy uda mu się tą transakcję doprowadzić do końca.
Real jest w stanie sprowadzić
Bale’a. Perez ma doświadczenie w negocjowaniu z Anglikami; sprowadzał Beckhama,
Owena, Woodgate’a, Carvalho, Gravesena, Cristiano, Xabiego Alonso, Arbeloę
(wybaczcie brak chronologii). Daniel Levy prędzej
i później ugnie się pod „żądaniami” Realu i Barnetta. Tylko, że wojna o Bale’a
jest coraz bardziej brudna. Ostatnio wybuchła afera, którą rozpętała madrycka „Marca”,
wkładając w usta Bale’a słowa, które wypowiedział rok temu Modric o tym, że
Walijczyk miał obiecane odejście z White Hart Line, jeśli nie będzie Ligi Mistrzów.
Bale
czytając gazety dowiaduje się ile jest wart, co powiedział, z jakim numerem
będzie grał w Realu, gdzie będzie mieszkał, ile zarabiał. Cały świat chce tego
transferu, oczywiście poza Kogutami z WHL. Ale czy tak naprawdę chce go Bale?
Koło dużych pieniędzy
zawsze coś śmierdzi. Transfery Bale’a i Lewandowskiego w jakimś sensie muszą
przywoływać czasy niewolnictwa, gdy jeden właściciel niewolnika próbował
wcisnąć swojego podopiecznego jakiemuś bogatemu rzymskiemu konsulowi. Tylko
współcześni niewolnicy – piłkarze mają kilku „właścicieli”: prezes klubu,
agent, nierzadko kibice. Najgorsze jest jednak to, że pogoń za pieniądzem i
sensacją wypiera prawo. Transfery były w futbolu i będą, jednak to co się
dzieje z operacjami transferówBale’a i Lewandowskiego to nic więcej niż
medialno – spekulacyjna papka, która ma na celu wywoływanie presji względem
klubów i zawodników, i którą musimy przetrawić w okresie, gdy sezony w
najważniejszych ligach świata nie ruszyły.
Epilog
Piłka idzie w złą
stronę. Wyrastają budowane w chwilę, siłą zagranicznych kapitałów kluby
–zabawki, których daty ważności są chybotliwe. Jasne, istnieje prawo wolnego
rynku. Ja mam prawo się z tym nie zgadzać. Świat futbolu robi się coraz
bardziej nieczysty, bezkompromisowy. Emocje zaczyna się czerpać nie z tego, kto
jak gra; lecz kto ile za kogo zapłacił. Lecz widocznie taka jest kolej rzeczy.
PS. Cristiano Ronaldo,
17 mln. euro za sezon. Przepraszam niewolników.
PS II. 145 milionów
euro. Która Hiszpania jest w kryzysie ?
|
http://panstwomiasto.pl/wp-content/uploads/2013/05/euro-coins-and-banknotes.jpg |