I bez możliwości sprawdzenia.
Agnieszka „Isia” Radwańska niby miała udany Wimbledon, ale dla „obserwatorów
życia publicznego” tak naprawdę przegrała go z kretesem. Z Lisiscką przegrała
sportowo, po meczu przegrała wizerunkowo. (uwaga, ironia) Idealnie wpisała się w nasze narodowe
przeżywanie klęsk narodowych itp. itd. co ucieleśniło w przyznaniu przez
prezydenta Złotego Krzyża Zasługi.
Przeglądanie twittera naprawdę daje fajne uczucie, gdy prezenterki i prezenterzy
telewizyjni; gdy komentatorzy życia publicznego ferują wyroki na tematy, o których pojęcie mogą mieć co najmniej mgliste
Ok, wolność słowa i myśli. Dlatego pozwolę sobie mieć przeczucie graniczące z
pewnością, że oglądają oni Radwańską i w ogóle tenis od święta, na co dzień zajmując
się miłościwie panującą klasą polityczną. Ale nie przeszkadza to im hejtować Radwańskiej,
że order wzięła i oczywiście prezydenta, że order dał.
Jeśli nie docenimy półfinału Wimbledonu to co zatem mamy doceniać? Gdy
nasi piłkarze dotrą do półfinału czegokolwiek (haha) to z marszu obwiesimy
ich orderami, laurami, kanonizujemy szybciej niż Benedykt XVI i
Franciszek Jana Pawła II. A tu mamy przegraną i chamską małolatę, co to nie
umie przegrać z klasą.(1:08)
Zachowanie Radwańskiej jest wytłumaczalne bardzo łatwo. Wygrany półfinał z
Lisicką mógł być furtką do największego zwycięstwa do tej pory, i możliwe, że
do największego zwycięstwa w całej karierze. W finale czekała Bartoli (7-0 na
korzyść Polki). Wystarczyło wygrać ten jeden i jeszcze jeden mecz. Nie ma już
bombardierki Williams, nie ma Sharapovej, nie ma Azarenki. Kto z was się nie
wkurwia, gdy wszystko układa się idealną całość, żeby na końcu się spieprzyć? No i nie ukrywajmy, niezły hajs jej przeleciał przed oczami. Złość to ludzka emocja.[1]
Nie zabroniajmy Radwańskiej być człowiekiem.
Radwańska to człowiek, zresztą urodziwy, co pokazała na zdjęciach magazynu
ESPN "Body Issue" Dała przez to kolejna pożywkę medialnej machinie,
która debatuje nad tym co i ile może pokazać Polka za granicą.
Radwańska znowu nie zrobiła niczego strasznego, a nadwiślańska kraina hejtu
grzmi, że tak nie wolno, że jak tak można. Przecież nie wstydzi się Jezusa[2],
a tu się obnaża publicznie, ku uciesze wygłodniałych samców. Krucjata Młodych (twórców kampanii "Nie wstydzę się Jezusa")
oficjalnie odcięła się od czynu Agnieszki i odcięła się od niej samej, wykluczając ją
z grona ambasadorów m.in. tymi słowami: „Skądinąd smutny jest osobisty upadek pani Radwańskiej, która
przekreśliła swoim postępowaniem własne słowa.”[3]
Urocze.
Jest różnica między pokazywaniem ciała przez Radwańską, a przez np.
aktoreczki czy modelki. One pozują zawodowo. Radwańska nie robi tego, żeby podbić swoją popularność; wygrywa ją na
korcie. "The Body Issue" to dodatek ESPN, promujący zdrowy styl
życia. Wcześniej wystąpiły w niej m.in. Hantuchova, czy Serena Williams. A my
dyskutujemy nad tym, czy to pasuje to do jej wizerunku. Sesja jest subtelna, nie jest wyuzdana, a jak ktoś myśli inaczej, niech wyuzdaną pokaże. Ale ja się mogę nie znać.
Radwańska nie ma kompleksów co pokazała; my pokazujemy, że jesteśmy nimi upstrzeni. Przed
następnym krokiem marketingowo-wizerunkowym powinna pokornie zapytać, co myśli naród i
czy daje przyzwolenie. Przestańmy „odpolszczać”, czy „dopolszczać” Radwańską. Jest tą osobą,
którą Polska może się pochwalić, z której może płynąć duma i wzór do
naśladowania. Bo jeśli taka Radwańska może to czemu nie jakaś Iksińska?
Idealizm? Niekoniecznie.
Staram się nie wypowiadać na tematy o których wiem mało, lub nie wiem nic. Jak na razie Radwańska będzie robić swoje, czyli grać i częściej wygrywać niż przegrywać, a Polandia hejtem
stoi i stać pewnie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz